Work-life balance, czyli jak pracować, żeby nie zwariować

Work-life balance, czyli jak pracować, żeby nie zwariować

Balansowanie życia zawodowego z życiem prywatnym jest teraz szczególnie trudne, ze względu na koronawirusa i przeniesienie wielu zawodów (w tym właśnie programistów) w tryb zdalny. To dość ironiczne – ja pisząca o work-life balance! W końcu sama dopiero co wysyłałam nowe zmiany w kodzie o godzinie 22, a do 23 robiłam code review. Jednak w ‘work-life balance’ nie chodzi o to, żeby pracować od tej przysłowiowej 9:00 do 17:00, a o to, żeby mieć czas i na pracę, i na życie osobiste i własne zainteresowania. Co więc zrobić, żeby nie dać się pracoholizmowi i zawodowemu wypaleniu i żeby rola programistki szybko Ci nie obrzydła? W tym wpisie przedstawię Ci, co ja robię, żeby to osiągnąć oraz podrzucę kilka fajnych zasad polecanych przez moich znajomych i znawców tematu. A więc do dzieła – jak pracować, żeby nie zwariować?

Po pierwsze i najważniejsze: Zaplanuj swój urlop!

Zaplanowanie urlopu powinno być jednym z Twoich ważniejszych (o ile nie najważniejszym) kroków w drodze do lepszego samo poczucia i planowania czasu pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Nie musisz koniecznie planować całego roku z góry (chociaż wcale nie takie głupie – usiąść z kalendarzem na początku roku i zaplanować czas wolny z uwzględnieniem wszystkich świąt i ustawowych dni wolnych, zostawiając sobie lekki bufor na nieprzewidziany urlop) — staraj się jednak przynajmniej raz na kwartał zaplanować kilka dni wolnych od pracy, w których trakcie będziesz mogła całkowicie się ‘wylogować’ z pracy. 


Programiści często otrzymują świetne warunki, według których pracodawcy oferują im dodatkowe dni wolne od pracy rocznie (ponad ustawowe 20/26), a niekiedy nawet możliwość skorzystania z tzw. ‘gap year’! Korzystaj z tych możliwości – odłączenie się, relaks i odpoczynek są niezbędne, żebyś mogła dalej wydajnie pracować. Pamiętaj też, że urlop nie musi koniecznie oznaczać wyjazdu (jeśli z jakiegoś powodu nie możesz podróżować, na przykład – jeśli panuje globalna pandemia i podróże są niewskazane…). Swój czas wolny od pracy możesz też spędzić w domu – grając w dawno wyczekiwaną grę, czytając wszystkie książki, które zawsze chciałaś przeczytać, ale nie miałaś na to czasu, czy też po prostu wychodząc na spacery do pobliskiego parku i karmiąc kaczki. Najważniejsze to pozwolić sobie na moment zapomnieć o pracy – uwierz mi, nie ma takiego pożaru w firmie, którego nie da się ugasić bez Twojego udziału.

Po drugie: Zmień ustawienia powiadomień. 

Moi współpracownicy pracują o przeróżnych godzinach – czy to ze względu na osobiste preferencje, czy też z powodu bycia w różnych miejscach na świecie. Często zdarza się więc, że dostaję wiadomości na firmowym czacie o godzinie 10:00, 20:00, a czasem też i o 3:00. Moja rola – co prawda – wiąże się z byciem “on call” raz na kilka tygodni i obowiązkiem bycia w tym czasie dostępną i w zasięgu komputera z internetem niemalże 24/7. Poza czasem mojej zmiany wyłączam powiadomienia na noc oraz ograniczam je w ciągu dnia. Jeśli ktoś chce się ze mną pilnie skontaktować – ma taką możliwość, jednak większość spraw kierowanych do mnie pilna nie jest i tak naprawdę nie ma znaczenia, czy na zadane pytanie odpiszę od razu, czy też z trzygodzinnym opóźnieniem.


Dochodziłam do tego momentu dość długo – sprawdzając pocztę i czat w środku nocy i w weekendy, odpisując od razu, na wszystkie wiadomości. W rezultacie moja produktywność drastycznie spadała, a ja czułam się, jakbym nigdy nie wychodziła z pracy. Aż pewnego pięknego dnia zdecydowałam się wyłączyć powiadomienia i wyznaczyć czas na sprawdzanie czatu i poczty. Nagle okazało się, że wszelkie palące sprawy mogły poczekać, a ja mogłam się wreszcie skupić na tym, co w danym momencie było dla mnie ważne. 


To – moim zdaniem – jest też jedną z kluczowych rzeczy, gdy tak wiele z nas pracuje z domu, nigdy tak naprawdę nie czując, że “wychodzimy” z pracy.

Po trzecie: Zaplanuj czas dla siebie.

Być może na pierwszy rzut oka brzmi to tak, jak punkt pierwszy – jednak nic bardziej mylnego! Chodzi mi o zaplanowanie czasu na swoje zajęcia – na ćwiczenia, na hobby, na fryzjera, czy cokolwiek innego. Takie rzeczy często nam umykają, często przymykamy na nie oko i kiedy współpracownik spyta nas, czy możemy im poświęcić dodatkową godzinę, albo zostać razem po godzinach byle tylko dopchnąć projekt do końca przed weekendem – bez zastanowienia odpowiadamy twierdząco. W końcu posłuchać kursu online albo obejrzeć kolejny serial na Netfliksie możemy zawsze, a projekt wypuszcza się tylko raz, prawda?


Otóż nie. Twoje potrzeby – Twoje hobby, ćwiczenia fizyczne, czy cokolwiek innego, co chciałabyś robić w czasie wolnym – są równie ważne, co wypchnięcie tej ostatniej zmiany w piątek wieczorem. Być może nawet i ważniejsze – bo dzięki temu, że zdrowo spędzasz swój czas wolny, lepiej czujesz się w pracy i daleko Ci do wypalenia zawodowego! Przy okazji – planując swoje aktywności odrobinę wcześniej (i wrzucając je do kalendarza) motywujesz samą siebie i dajesz też domownikom znać, że to jest Twój czas (i żeby dali Ci wtedy spokój 🙂 ).


Przy okazji chciałam również zaznaczyć, że nie ma czegoś takiego jak “złe spędzanie wolnego czasu”, czy też “nieproduktywne spędzanie wolnego czasu”. Mamy tendencję (nie wiem jak Ty, ja na pewno) do samobiczowania się, że zamiast osiągać sukcesy w każdej dziedzinie życia i zostawać drugą Marią Curie, która jednocześnie reprezentuje swój kraj na Olimpiadzie, to wolimy usiąść i obejrzeć kolejny odcinek serialu. Seriale kręci się dla ludzi – a Ty zdecydowanie człowiekiem jesteś, nie ma więc wstydu w oglądaniu kolejnego odcinka, jeśli tylko sprawia Ci to przyjemność. Twój czas wolny możesz (i powinnaś) spędzać po swojemu. 

Po czwarte: Zaplanuj swój czas pracy i powiedz o tym innym!

To, w jakich godzinach pracujesz, jest kwestią indywidualną. Może zależeć od tego, w jakiej firmie jesteś zatrudniona i jakie w niej obowiązują reguły, a może być to zależne jedynie od Twojego widzimisię. Warto jednak zaplanować sobie czas, kiedy pracujesz, powiedzieć o tym współpracownikom i trzymać się tego. 


Dzięki temu dajesz im do zrozumienia, kiedy można się z Tobą kontaktować w sprawach służbowych, a Ty nie czujesz się winna, zamykając laptopa służbowego po wyznaczonym czasie. Początkowo taka zmiana może być ciężka i dla Ciebie, i dla Twoich współpracowników – zwłaszcza jeśli wcześniej byłaś praktycznie ciągle w pracy. Jestem jednak pewna, że szybko dotrzecie się w tej sprawie, a dla Ciebie będzie to duże ułatwienie (i jeden wielki ciężar zrzucony z Twoich ramion!).


Znając swój czas pracy, możesz go również lepiej zaplanować – Ty wiesz najlepiej, w jakich godzinach w ciągu dnia jesteś najbardziej produktywna, a kiedy praca idzie Ci jak krew z nosa. Zaplanuj więc największe i najtrudniejsze zadania na czas, kiedy Twoja produktywność jest najwyższa, a wszelkie ‘duperelki’ (jak na przykład sprawdzanie poczty i odpowiadanie na służbowe mejle, czy też zmiana statusów ticketów itd.) odłóż na czas, kiedy jest odwrotnie. Nie zapominaj też o przerwach w ciągu dnia – krótkim spacerze, przerwie na ukochaną kawę, czy krótki film na youtube z Twojego ulubionego kanału. Wśród moich współpracowników bardzo sprawdza się metoda Pomodoro – czyli system pracy w krótkich blokach czasowych z przerwami. 

Po piąte: Deleguj.

Ta zasada sprawdza się świetnie zarówno w pracy, jak i w domu. Nie wszystko musisz zrobić sama – czy jeśli chodzi o implementację nowego mikroserwisu, czy też w wypadku prania, naczyń i ogarnięcia ogródka. Jeśli któraś z tych rzeczy sprawia Ci ogromną przyjemność – jasne, zajmuj się tym sama. Jednak nie chce mi się wierzyć, że od urodzenia marzyłaś o wiecznym, niekończącym się cyklu robienia prania i składania wypranych ubrań po zakończeniu pełnego dnia pracy! Podziel się więc obowiązkami z innymi domownikami (jeśli masz taką możliwość) bądź spróbuj znaleźć pomoc – na przykład umów się z sąsiadami i ich nastoletnim synem, na cotygodniowe koszenie trawnika. 😉


Podobnie jest w pracy – nie wszystko w pracy musisz robić sama. Jeśli czujesz, że nie wyrabiasz na zakrętach, a roboty więcej ‘wchodzi’ niż ‘wychodzi’ z Twojego ticket-trackera, to znaczy, że jednak zbyt dużo obowiązków bierzesz dla siebie. Nie jest to ani dobre dla Ciebie, ani dla Twojego pracodawcy. Musisz więc ustalić odpowiednie priorytety (czyli zdecydować, które zadania są najważniejsze i powinny być wykonane jak najszybciej, a które można odpuścić) i dogadać się z szefem w kwestii podziału tych obowiązków z innymi współpracownikami. 

Po szóste: Zadbaj o swoją przestrzeń.

Twoja przestrzeń – miejsce na relaks i wyciszenie po całym dniu pracy. Miejsce, do którego chcesz wracać (i które będzie jednym z powodów, by pracę skończyć). Miejsce, w które pracy raczej nie mieszasz (i nie sprawdzasz tam powiadomień ze służbowej poczty!). Właśnie takiej przestrzeni potrzebujesz – być może jest to Twoje łóżko, gdzie w ciągu dnia możesz się wyciągnąć z książką, a wieczorem w pełni zrelaksować; być może własny pokój czy salon. Gdziekolwiek by to nie było, zadbaj o to, żeby było to Twoje miejsce, właśnie takie Twoje ‘centrum popracowego relaksu’, w którym czujesz się u siebie.

Po siódme: “Loguj” wykonane zadania. 

Nie ma nic gorszego niż poczucie, że po całym dniu pracy nic nie osiągnęłaś, prawda? Zapisuj więc, co zrobiłaś danego dnia. Dzięki temu zobaczysz, jak dużo zadań w ciągu dnia wykonałaś – nawet jeśli z pozoru niewielkich! 


Da Ci to też możliwość przeanalizowania, jak spędzasz swój czas w pracy i wprowadzenia ewentualnych zmian (np. jeśli zbyt dużo czasu spędzasz, odpowiadając na mejle, albo odpowiadając na pytania swoich współpracowników, możesz przygotować odpowiednią dokumentację i zaoszczędzić czas i siły na przyszłość).

Po ósme: Pamiętaj, że jesteś dość dobra!

Martwisz się, że nie jesteś jeszcze dość dobra i w związku z tym bierzesz na siebie jeszcze więcej zadań, by udowodnić (sobie, czy też innym), że wcale tak nie jest? Cóż, to brzmi jak recepta na kompletną porażkę na gruncie work-life balance i wcale nie jestem pewna, czy udałoby Ci się osiągnąć zamierzony efekt i wreszcie poczuć się wystarczająca.


Otóż – nie musisz nic nikomu udowadniać! Jeśli już pracujesz, jako programistka, to znaczy, że pozytywnie przeszłaś rekrutację do firmy i ktoś – Twój szef czy też obecni współpracownicy – ocenili Twoje umiejętności jako (co najmniej) wystarczające! Nie ma więc potrzeby, by brać na siebie więcej zadań i obowiązków a powiedzenie “nie, nie dam rady tego teraz zrobić” też jest zupełnie OK!

Po dziewiąte: Twoja nieobecność nie sprawi, że firma się zawali z dnia na dzień.

Było już o braniu wakacji i o tym, że jak nie odpiszesz w ciągu pierwszych 3 minut na pytanie zadane przez czat, to nic złego się nie stanie. Chciałabym to jeszcze raz powtórzyć – nie ma osób niezastąpionych. Zatem odpuść, weź ten urlop, oddeleguj swoje zadania i wyłącz te powiadomienia. Uświadomienie sobie, że firma się nie zawali z dnia na dzień, jeśli dasz sobie trochę luzu, naprawdę sporo ułatwia i pomoże Ci obniżyć stres związany z pracą. 

Po dziesiąte i ostatnie: Wiedz, że nie jesteś jak 100 złotych – nie wszyscy muszą Cię lubić.

Może się okazać, że po wprowadzeniu w życie wszystkich powyższych punktów, nie każdy w firmie będzie zachwycony! Niektóre osoby będą zazdrosne (w końcu masz swoje życie prywatne i przeżywasz super chwile w trakcie swoich urlopów), inne będą po prostu niezadowolone (bo wiecznie czekają na Twoje odpowiedzi na czacie…). Nie jesteś jednak jak 100 złotych (wszyscy lubią 100 złotych, nie? 🙂 ) – nie każdy musi Cię lubić i to też jest ok. A Twoim celem w pracy nie jest zadowolenie wszystkich współpracowników, ale “dowiezienie” projektów i zleconych Ci zadań. 


A to możesz też zrobić, żyjąc w zgodzie ze sobą, zdrowo “balansując” swoje życie służbowe z prywatnym.