Od performerki do programistki – rozmowa z Super Programistką Adrianą

Od performerki do programistki – rozmowa z Super Programistką Adrianą

Adriana programowania uczyła się na bootcampie i samodzielnie. Od 4 lat pracuje jako full stack developer, a w wolnych chwilach bierze udział w hackathonach – ekstremalnych, kilkudniowych konkursach programistycznych. W wywiadzie opowiada o początkach swojej przygody z komputerami, nauce programowania – tej przez bootcamp i tej samodzielnie; o szukaniu pracy i swojej dotychczasowej ścieżce.

Agata: To zacznijmy od wprowadzenia – kiedy zainteresowałaś się programowaniem?

Adriana: W zasadzie należałoby sięgnąć w przeszłość, do mojej pierwszej komunii świętej i pieniędzy zebranych w trakcie tego wydarzenia przez rodzinę. Miałam 8 lat i dostałam komputer. Już wcześniej podglądałam mojego wujka, który prowadził w latach 90. jedną z najbardziej prężnie działających drogerii internetowych. 


Od początku fascynowało mnie, że można zrobić coś takiego w internecie! No i tak po prostu się toczyło – ja ten komputer naprawiałam, robiłam przy nim rzeczy takie typowo administracyjne, informatyczne; jak się wiatraczek zepsuł, to wymieniałam ten wiatraczek. Byłam cały czas przy tym komputerze i to było takie moje oczko w głowie!
Później był czas gimnazjum, a następnie liceum. Wybrałam klasę o profilu informatycznym, jednak okazało się to być totalnym błędem i w trakcie nauki zmieniłam klasę.

Agata: Dlaczego zdecydowałaś się na zmianę profilu?

Adriana: Nie podobały mi się zajęcia z informatyki. Nie było żadnych wartościowych informacji, zajmowaliśmy się głównie rysowaniem w Paint… Uznałam więc, że połączenie informatyki i geografii raczej mi się nie przyda przy rekrutacji na studiach i zdecydowałam się przejść do klasy o profilu matematyczno-fizycznym. 


Okazało się to być fajną decyzją! Nauczyłam się takiego logicznego myślenia i rozwiązywania zadań, to było przyjemne. Ostatecznie poszłam na studia, ale tu znowu – po pierwszym semestrze czułam, że była to dla mnie strata czasu. Na zajęciach uczyliśmy się, jak działa Bash, a prowadzący stwierdził, że nie będzie nas uczył niczego innego bo i tak większość z nas nie dotrwa do końca pierwszego roku. To był moment, kiedy zapaliła mi się w głowie czerwona lampka i zastanawiałam się, czy jest sens marnować tyle czasu przy takim podejściu wykładowcy.


Wraz z Kasią – moją partnerką – uznałyśmy, że pojedziemy w podróż dookoła świata! Zaczęłyśmy od krótkiej trasy. Miałyśmy plan zjechać Europę, jednak po kilku miesiącach skończyły nam się pieniądze i wróciłyśmy do kraju z podkulonymi ogonami. Szukałyśmy więc pracy, która pozwoli nam połączyć przyjemne z pożytecznym, żebyśmy mogły pracować i podróżować. 


Pomysłów miałyśmy wiele – w tym praca spawacza, czy sprzedawanie szarawarów po różnych festiwalach. Jak ma się 19-20 lat, to wydaje się to doskonałym pomysłem! Kupiłyśmy też poi i próbowałyśmy zrobić na tym biznes. Wyjechałyśmy na Ibizę i – było śmiesznie, ale niestety nie dało się na tym zarobić i utrzymać.
Miałyśmy jednak plan zapasowy – gdyby poi nie wypaliło. Planowałyśmy pójść na bootcamp programowania w Warszawie, na co już wcześniej odłożyłyśmy pieniądze.

Agata: Razem?

Adriana: Razem. Moja dziewczyna również jest programistką.
Ja poszłam na kurs backend developera, gdzie uczono PHP. Kasia poszła na kurs frontend developera. Stwierdziłyśmy, że najlepiej mieć oba światy w jednym domu! 🙂  Moja historia potoczyła się w taki sposób, że rzeczywiście skończyłam ten bootcamp, dostałam pierwszą pracę w firmie PHP, która pisała swoją aplikację typu SaaS (Software as a Service). W tej pracy znienawidziłam PHPa. Kod był pisany naprawdę okropnie – nawet na bootcampie wyczulili nas na błędy i praktyki obecne w tamtej firmie! Od tamtej pory nie dotknęłam już tego języka, zaczęłam pisać w JavaScripcie i przeszłam na frontendową stronę mocy– już bez bootcamu tylko rzeczywiście ucząc się w domu. 


Bootcamp ułatwił mi zrozumienie pewnych rzeczy o językach programowania (które mimo wszystko są bardzo podobne). Było mi więc potem trochę łatwiej “przejść” z jednego na drugi.


JavaScriptu uczyłam się przez 4 miesiące. Chciałam mieć jakąś podstawową wiedzę i umiejętności. Uczyłam się każdego dnia, w drodze do i z pracy, 40 minut w jedną stronę. Udemy nie było wtedy jeszcze tak popularne, oglądałam więc wykłady z kursu na platformie Pluralsight.


Zmieniłam pracę i to był moment, w którym rzeczywiście już zaczęłam pracować w zawodzie, w fajnym zespole przy fajnym projekcie, gdzie znacznie się rozwinęłam i dużo nauczyłam.   

Agata: Może opowiedz nam coś więcej o bootcampie, w którym uczestniczyłaś…

Adriana: Bootcamp trwał dwa miesiące, 8 godzin dziennie. Mieliśmy lekcje z podstaw z JavaScriptu, CSSa, HTMLa i oczywiście – z PHPa i Symphony – czyli frameworku PHP. 
Zaczęliśmy od stworzenia prostej strony internetowej, byle po prostu oswoić się z tym wszystkim. Potem było przejście do PHPa – tłumaczenie języka, przejście przez często używane metody i projekt końcowy. Pamiętam, że pisaliśmy klon Twittera.


Na pewno warto pamiętać, że osoby, które uczą na bootcampach (przynajmniej wtedy) nie są zawodowymi nauczycielami. To z reguły programiści, którzy owszem – mają ogromną wiedzę – jednak niekoniecznie wiedzą, w jaki sposób ją przekazać innym. Moja dziewczyna była bardzo niezadowolona z bootcampu. Narzekała, jak niewiele wiedzy było przekazywanej w mimo wszystko długim czasie i jak słabo bootcamp wypadł przy o wiele tańszych kursach na Udemy.


Po wszystkim pracy szukałam około 1.5 miesiąca. Ja akurat nie dostałam żadnej oferty poprzez organizatora bootcampu.
Przyjęłam więc taktykę wysyłania CV na wszystkie oferty juniorskie, które znalazłam. Wysyłałam też na oferty midowskie, ponieważ wydawało mi się, że jest szansa; że być może nie szukają bezpośrednio juniora, ale przy okazji rekrutacji midów, wyłapią też innych kandydatów. Ostatecznie okazało się to trochę prawdą – rozmawiałam z rekruterkami i rzeczywiście – ogłoszenia często są bardzo drogie, więc często ogłoszenia juniorskie nie są wystawione, a ta praca nadal jest! Kandydaci znajdują się więc poprzez wysyłanie CV bezpośrednio do firm bądź odpowiadania na oferty midowskie. Tak, żeby zmaksymalizować wyszukiwanie oferty. 


Ja właśnie tą metodą dostałam pracę! Najważniejsze było zahaczyć się i zdobyć jakieś pierwsze doświadczenie. Później idzie już trochę łatwiej, po prostu. Moja pierwsza praca była też bardzo mało płatna, uznałam jednak, że wolę zagryźć zęby – nie wiedziałam w końcu, czy znajdę inną ofertę…

Agata: I jak dalej potoczyła się Twoja ścieżka?

Adriana: W tej pierwszej firmie pracowałam przez 8 miesięcy, ale już po 3-4 czułam, że nie chcę tam pracować. Kasia właśnie wtedy zmieniała pracę i dostała sporą podwyżkę. Powiedzmy, zarabiała 3500 zł, a ja zarabiałam 1900 – 2000. Stwierdziłam więc, że skoro ona po zaledwie trzech miesiącach dostała lepszą pracę z większym wynagrodzeniem, to i ja nie widziałam sensu w spędzaniu czasu w firmie, gdzie płacono mi niewiele, a do tego mało się uczyłam. Był to trochę taki katalizator, że mogę zmienić firmę już w tym momencie (a nie np. za rok) i wiedziałam, że chcę odejść. 


Zanim jednak odeszłam – zdecydowałam się porozmawiać z szefem o podwyżce. Powiedziałam otwarcie, jaka jest sytuacja – że moja praca jest warta więcej niż to, co mi oferowano. Dogadaliśmy się na niewielką podwyżkę i że zostanę z firmą przez okres wakacji, żeby na spokojnie mogli znaleźć dla mnie zastępstwo.
Ten czas poświęciłam też na poszerzenie umiejętności i nauczenie się czegoś nowego. To były te 4 miesiące, kiedy naoglądałam się mnóstwa filmów o JavaScripcie. Potem znalezienie pracy było zadziwiającą łatwe! Miałam jednego dnia 4 rozmowy o pracę, z czego dostałam ofertę od trzech!


Ostatecznie wybrałam jedną z firm, która wydała mi się najciekawsza. Była to korporacja StepStone – jest to portal rekrutacyjny, taki jak Pracuj.p. Zostałam zatrudniona w StepStones Centrum Usług Informatycznych, które jest częścią StepStone, a praktycznie cały development siedzi w Polsce – 250 osób w firmie! To był naprawdę fajny katalizator dla mnie, bo dużo się nauczyłam; pracowałam ze świetnymi ludźmi, bardzo dobrze przygotowanymi do pracy. Miałam możliwość naprawdę urosnąć bardzo szybko! Co więcej – dostałam od nich ofertę na stanowisko midowskie. Pracowałam tam 2 lata. 
Obecnie pracuję dla szwedzkiej firmy przez pośrednika w Polsce ProData, na umowie B2B i pracuję zdalnie. Aktualnie jestem na Lanzarote, więc mogę korzystać z przywilejów, które są z tym związane.


Teraz pracuję jako full stack developer – zaczynałam co prawda jako frontendowiec, natomiast miałam już jakiejś umiejętności z NodeJS, wcześniej miałam też doświadczenia z PHP, więc było mi łatwiej się tego nauczyć. Pracuję z różnymi technologiami – ostatnio pisałam jakiś moduł w pythonie, ale też JS, React i Node przy użyciu Nest.js – to taki framework ułatwiający pisanie backendu (trochę jak Django w pythonie).

Agata: Nice! Co było najtrudniejsze w Twojej ścieżce, w dotarciu tu, gdzie jesteś dzisiaj? 

Adriana: Wydaje mi się, że rzeczywiście najtrudniejsze jest to, żeby cały czas utrzymać to zainteresowanie programowaniem i rzeczywiście się dokształcać. Czasem nawet wydaje ci się, że już nie musisz albo że już nie możesz – wiem, że jest bardzo łatwo jakby stracić jakiekolwiek zainteresowanie programowaniem. Można w bardzo łatwy sposób się wypalić i rzeczywiście ta praca 8 godzin dziennie, cały czas przed komputerem jednak jest wymagająca.  

Agata: To jak Ty się teraz doszkalasz poza pracą, żeby nie stracić tego zapału?

Adriana: Jeżeli chodzi o zapał to właśnie moim zdaniem najbardziej, najciekawiej jest zaangażować się w coś, co ma większy sens, niż tylko i wyłącznie zarabianie pieniędzy dla szefa, firmy i zarządu. Coś, co pomoże nam oddać trochę tego doświadczenia i tych umiejętności światu – np. dla organizacji NGO, czy na poczet jakiś hackathonów, czy w jakiejś szczytnej sprawie, czy żeby po prostu pomóc osobom, które tego potrzebują – przez napisanie kawałka softu. Wydaje mi się, że to jest dla mnie dużym motywatorem poza pracą, żeby rzeczywiście się nie wypalić i rzeczywiście móc pracować w tym zawodzie dłużej niż 5, 6 czy 8 lat.

Agata: A jak tam z tymi hackatonami w takim razie? Wspomniałaś, że są różne charytatywne, w których bierzesz udział?

Adriana: Ogólnie moja przygoda zaczęła się od tego, że pracując w StepStone, miałam takie hackathony firmowe – był to wyjazd połączony z tym, że praktycznie 24 godziny siedzisz przy tym komputerze na poczet firmy, na poczet rozwoju produktu. Fajnie, bo wyjeżdżasz na kilka dni poza miasto na koszt firmy, jednak nie lubiłam tego, będąc w firmie. Wydawało mi się, że jednak jest to nadużycie mojego czasu, który normalnie spędziłabym z rodziną, na zainteresowaniach. 


Kiedy jednak poszłam na hackathon z własnej woli, nie przez firmę, a biorąc udział w hackathonie edukacyjnym na rzecz ułatwienia ludziom znajdowania edukacji, lub uzupełniania luk w systemie edukacyjnym – ujrzałam to w zupełnie innym świetle.  Kasia również bierze w tym udział. W naszym pierwszym hackathonie byłyśmy w czterosobowym zespole. Skupiliśmy się na pomyśle i na rozwinięciu tego, jak aplikacja mogłaby wyglądać. Nie daliśmy rady napisać kodu, ale zrobiliśmy fajną prezentację i prototyp w Figmie.

Aplikacja była właśnie na temat uzupełnienia luk edukacyjnych u dzieci, które po prostu nie mają odpowiedniego nauczania w szkole na temat tak zwanych zawodów przyszłości – na przykład social media manager, albo scrum master. Zdobyłyśmy 2 miejsce! Nie wiązało się to z gratyfikacją pieniężną, bardziej to było dla zasady i dla pokazania czegoś fajnego, dla poznania ciekawych ludzi. 


W kolejnym wzięłyśmy udział dopiero po dłuższej przerwie. Hackathony są jednak dość wymagające – trzeba pracować na najwyższych obrotach przez kilkanaście godzin. 
Był to konkurs zorganizowany przez PFR i inne spółki państwa. Stworzyłyśmy naszą pierwszą aplikację mobilną we Flutterze. Było to więc świetne pole do eksperymentowania z rzeczami, których na co dzień w pracy nie robimy. 


Teraz staram się dołączyć do stowarzyszenia Design Bez Granic, które ma na celu stworzenie aplikacji pomocowych dla osób używających alternatywnego sposobu komunikowania się (więcej na ten temat można wyszukać pod hasłem ACC). 

Agata: To tak trochę covidowo – jakie masz tipy dla osób pracujących zdalnie? 

Adriana: Dla mnie ważne w pracy zdalnej było to, żeby znaleźć sobie odpowiednie godziny, w jakich to jest zawsze praca. W sensie – na przykład o 9:00 mam zawsze standup, ale o 10:00 robię przerwę; albo o innej porze idę na obiad, czy przejdę się, kiedy tracę skupienie. Wykorzystuję to, że mogę podzielić sobie tę pracę na takie mniejsze segmenty w ciągu dnia.


Nie może to być jednak ciągłe przerwanie tej pracy i robienie wielu rzeczy w międzyczasie – bo w takim momencie można zacząć wstawiać pranie i robić porządek w domu, a ta praca gdzieś ucieka i przestaje być pracą, a staje się takim przerywnikiem dnia. 


Należy więc rzeczywiście poukładać sobie dzień i pilnować tego, żeby zawsze te zadania były w miarę poukładane. Ważne też, żeby mieć czas na przerwę. Przerwa jest istotna, zwłaszcza w pracy z domu, gdzie ma się tendencję do pracowania więcej niż w biurze.
Warto też robić jakiekolwiek ćwiczenia w trakcie pandemii i rzeczywiście nie stracić formy, bo zaczynają boleć plecy. Mimo że siłownie i wszystkie zajęcia są zamknięte, to warto o siebie dbać.

Agata: Jakie masz dalsze plany na rozwój swojej kariery? 

Adriana: Planuję przejść na pół etatu, przynajmniej na kilka miesięcy. Chcę wykorzystać ten czas na wzięcie udziału w aktywnościach non profit oraz mieć czas na dokształcenie się, przeczytanie książek i zapoznanie się ze szkoleniami, które mam zapisane, a które odkładam od dawna.


A później – mamy plan wyjechać do Argentyny i rzeczywiście stamtąd zacząć nomadowanie i zwiedzić Amerykę Południową. Przy przeprowadzce do Argentyny planuję zmienić pracę, najprawdopodobniej na firmę ze strefy czasowej USA. Natomiast przez covid nie wiemy, kiedy uda się ten plan zrealizować i na ten moment zostajemy w Europie.

Agata: Mam nadzieję, że jak najszybciej wam się uda te zmiany wprowadzić, co nie wprost jest również nadzieją, że COVID się szybko skończy, wszyscy się jak najszybciej pozaszczepiają. 😉 Mam jeszcze ostatnie pytanie do Ciebie, zadaję je wszystkim dziewczynom, z którymi rozmawiam: jaką radę dałabyś wszystkim osobom, które są tam, gdzie Ty, kiedy zaczynałaś?

Adriana: Ja wszystkich, którzy próbują wejść w ten rynek, naprawdę szczerze zachęcam do tego, żeby zrobić kilka rzeczy. 


Po pierwsze – wybrać jeden z kursów programowania online – albo na YouTubie, albo na Udemy. Coś, co będzie po prostu dla początkujących, bez względu na to, jaki język. Nieważne czy będzie to Java, JavaScript, Python, C++, czy cokolwiek tam znajdziecie – chodzi mi o to, żeby rzeczywiście poświęcić kilkanaście godzin i spróbować po prostu nauczyć się podstaw. Można się wtedy przekonać czy pisanie kodu jest czymś co sprawia nam przyjemność i czy chcemy brnąć w to dalej, jeżeli tak, to wtedy robić kolejne kursy, dołączyć do grup wsparcia na Facebooku gdzie znajdą się ludzie, którzy pomogą wybrać najlepsze materiały do dalszej nauki. I przede wszystkim pisać kod. To Wam naprawdę pomoże – programowania można się nauczyć, korzystając z darmowych materiałów, bootcamp nie jest jedyną opcją.


Bootcamp ma jednak pewną przewagę ponad uczenie się w domu – pierwsze wymusza regularność, a po drugie wymaga wpłacenia znacznej ilości gotówki, co sprawi, że nie tak łatwo się poddacie. Decydując się na bootcamp wciąż trzeba pamiętać, że w dalszym ciągu pozostaje bardzo dużo nauki w domu. 


Można się też rozejrzeć za programami mentoringowymi. Ja biorę udział w programie, który nazywa się DareIT. Nabór do programu był na początku roku, program toczy się już od kilku tygodni. To miejsce, gdzie znaleźć można dużą dawkę informacji i wiedzy, a także motywacji od mentorki czy mentora. Jest bardzo dużo oddolnych inicjatyw, gdzie całkowicie za darmo można wziąć udział w szkoleniach i mentoringach gdzie specjaliści z branży IT pomogą Wam postawić te pierwsze kroki.

Agata: Dzięki za rozmowę!