Od C++ po mentoring – rozmowa z Super Programistką Żanetą

Od C++ po mentoring – rozmowa z Super Programistką Żanetą

Dzisiejszy wpis rozpoczyna serię wywiadów z Super Programistkami! Wywiady z Super Programistkami to historie programistek, które przedstawiają swoją ścieżkę edukacji i kariery. Mamy nadzieję, że historie Super Programistek zainspirują Ciebie do dalszego działania!

Dzisiejszy wpis rozpoczyna serię wywiadów z Super Programistkami! Poznaj Żanetę – autorkę bloga NetteCode, programistkę C++, później front-endowca i full-stack developerkę, założycielkę grupy wsparcia w nauce programowania. Żaneta poza tym, że jest Super Programistką, jest też mega sympatyczną dziewczyną, z którą rozmawiałyśmy przez bite dwie godziny (choć planowałyśmy tylko jedną…) i tematy nam się nie kończyły! W wywiadzie przeczytasz o tym, jak Żaneta zaczęła swoją przygodę z programowaniem, jak to jest z jej pewnością siebie i jak steruje swoją karierą w branży. Będzie długo, ale naprawdę warto!


Agata: Zaczynamy! Skąd wziął się u Ciebie pomysł na bycie programistką? 

Żaneta: Zacznę od tego, że ja początkowo wcale nie chciałam być programistką! Nie było tego “WOW, to teraz będę programistką” czy coś. Po prostu miałam 15 lat i właśnie odkrywałam, co to jest internet. To były jeszcze te czasy, gdy modem pikał przy podłączeniu i tak dalej. W ogóle całkiem inaczej niż dzisiaj!
To było mega fascynujące! Odkryłam, czym są blogi i blogosfera, i nabrałam ochoty prowadzić swój własny blog. Ciągle dostosowywałam jego wygląd, bo zawsze coś mi w nim nie pasowało. Zaczęłam bawić się HTMLem, CSSem. Gdy blog w końcu przybierał formę, jaka mi się podobała, przez chwilę na nim pisałam, a potem zaczynałam nowy projekt. I znowu od początku. Szablon, HTML, CSS i tak wkoło.

Agata: Czyli w ogóle zaczęłaś od HTMLa?

Żaneta: Tak, to były moje pierwsze kroki. I HTML też wtedy wyglądał inaczej, wiesz, w końcu to był 2004 rok. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam JavaScript, to stwierdziłam, że “wyjdź i nie wracaj”! No way! A teraz z kolei jestem Full Stack Web/JavaScript Developerem.  W każdym razie zaczęło się od blogów, a potem chciałam stworzyć portal. Miało to miejsce jakoś tak w gimnazjum, jeszcze zanim poszłam do liceum. Weszłam na jakąś stronę i zaczęłam ją zwyczajnie w świecie kopiować – tworzyć takiego klona w HTMLu i CSSie. Zastanawiam się, w którym momencie zorientowałam się, że jednak jest tam coś, co odpowiada za tę interakcję…właśnie w ten sposób odkryłam coś takiego jak CMS. Powoli zapoznałam się i z tą tematyką. 
Wtedy jeszcze WordPress nie był w Polsce zbyt popularny, ja na niego nie trafiłam. Za to poznałam m.in. jPortal.
Kupiłam niektóre wtyczki i moduły do jPortal, mając wtedy lat naście. Poszłam do banku, dałam kwitek z przelewem, zrobili przelew, wpłaciłam pieniądze i ktoś przesłał mi te moduły, których potrzebowałam. Taka ciekawostka. Potem tworzyłam własne moduły do jPortal, jednocześnie ucząc się PHP i MySQL.
Uczyłam się na bieżąco tego, czego akurat potrzebowałam. Szukałam informacji w internecie, a że większość była w języku angielskim, to po prostu brałam słownik i do przodu. Ucząc się w ten sposób, oczywiście, popełniłam też multum błędów! Nie marzyłam o byciu programistką, ja po prostu chciałam rozwiązywać swoje problemy, realizować cele.
Mój pomysł wypalił. Miałam swój własny portal, wystawiłam forum, miałam własny czat i czat bota (którego niestety użytkownicy nauczyli brzydkich słów i musiałam go zdjąć z czatu). Bardzo szybko się uczył! O ile dobrze pamiętam, nazywał się Snikers.
Ciekawym jest obserwowanie IT w tak długim okresie. Wiele rzeczy to nic innego jak “odgrzewanie kotleta”. Odchodzimy od czegoś, by za jakiś czas wrócić do czegoś podobnego pod inną nazwą.  

Agata:  Pozwól, że Ci przerwę na moment.Wspomniałaś, że robiłaś research w sieci – czy to były jakieś  krótkie kursy HTMLa, czy coś takiego, jak jest teraz, że szukasz na stack overflow, jak zrobić coś tam. W jaki sposób próbowałaś szukać informacji?

Żaneta: W tamtych czasach nie znałam innych narzędzi, sama głównie szukałam takich informacji na zwykłych forach internetowych. Pamiętam też IRCa. Mam też wrażenie, że wtedy było znacznie mniej materiałów, ale były one lepszej jakości niż dzisiaj. Może to jest mylne odczucie, ale dzisiaj trzeba się przekopać przez naprawdę dużo informacji i niekiedy wręcz śmieci… 

Agata: No dobra, czyli to było gimnazjum, wczesne liceum, HTML i MySQL…Co  było dalej?

Żaneta: W liceum trochę więcej skupiłam się na innych rzeczach, ale do informatyki wciąż mnie ciągnęło. Powiedzmy, że realizowałam trochę więcej niż jedną pracę zaliczeniową z informatyki, czasem nawet naście. Liznęłam wtedy Flasha i Pascala. Zamarzyło mi się też wtedy stworzenie własnej gry RPG, jednak nauka C++ mnie wtedy trochę spowolniła.

Co ciekawe, jak spytałam prowadzącego o maturę z informatyki, to usłyszałam, że to raczej mija się z celem, bo rocznie ze szkoły, do której chodziłam, do matury podchodziły może 1-2 osoby, czasami nikt. Dodatkowo maturę trzeba było zdawać w Warszawie, bo w szkole niby nie byliśmy w stanie jej zorganizować. Zasugerował więc, żebym skupiła się na przygotowaniu do egzaminu z matematyki. Uznałam więc, że rzeczywiście skupię się na matematyce i fizyce, i po prostu tak podejdę do matury. Tak czy inaczej, wybierałam się na studia informatyczne. Wtedy już wiedziałam, że chcę programować zawodowo, że mnie to kręci, że obiorę taki kierunek.

Miałam dwa pomysły na siebie. Z jednej strony chciałam tworzyć jeszcze lepsze strony internetowe, co jednak okazało się dalekie od tego, czego uczą na studiach. Z drugiej, chciałam też pisać gry komputerowe (osobiście  byłam i jestem nadal fanką Simsów). Marzyłam, żeby kiedyś pracować w EA Games. 

Agata: Czym się kierowałaś, wybierając uczelnię, jak już wiedziałaś, że chcesz iść na te studia programistyczne?

Żaneta: Mieszkałam w okolicy Warszawy, więc było dla mnie pewne, że pójdę na uczelnię warszawską. Największą renomą cieszyła się Politechnika Warszawska, chciałam więc dostać się na Elkę (WEITI). Dostałam się, ale dopiero od lutego. Jednocześnie mój tata, który kiedyś pracował na WAT (Wojskowa Akademia Techniczna), zachwalał sobie tę uczelnię (jako po prostu fajne miejsce) i zasugerował, żebym tam również aplikowała, zamiast fiksować się na jednej uczelni. Na WAT dostałam się od razu. Stwierdziłam więc, że skoro mam czas do lutego, to czemu sobie nie skoczyć na WAT na te pół roku, a potem przenieść się na Politechnikę? 

I zwyczajnie w świecie zakochałam się w WAT. Owszem, od lutego rozpoczęłam naukę na PW, ale po mniej więcej dwóch miesiącach zdecydowałam się zostać na Wojskowej Akademii Technicznej. Moja decyzja była podyktowana wieloma czynnikami, także tymi sentymentalnymi. Jednym słowem – tata się nie mylił i cieszę się, że posłuchałam jego sugestii i zaaplikowałam też  w inne miejsca, bo szczerze mówiąc, nawet nie przyjmowałam do wiadomości, że mogę się na PW nie dostać. Z matematykę zdaną na 98%?

Można więc powiedzieć, że przypadek pokierował mnie w tę stronę. I również w zasadzie przypadkiem dostałam swoją pierwszą pracę i określiłam początkowy kierunek w branży. Musiałam znaleźć praktyki. Zdecydowałam się do nich podejść już po drugim roku studiów. I tak już w sumie od 16 roku życia w każde wakacje pracowałam, czemu by więc nie podjąć pracy w branży?  Jakby w odpowiedzi na moje myśli, na uczelni zorganizowano prezentację z przedstawicielami Samsunga (Samsung Day), gdzie jednocześnie zbierano też CV i zachęcano do aplikowania na letnie praktyki. 
Wypełniłam więc formularz, a wkrótce firma się ze mną skontaktowała i zostałam zaproszona na rozmowę rekrutacyjną. Nie byłam zbyt pewna siebie i oczywiście strasznie stresowałam się, że niewiele umiem. Ale udało się.
Pamiętam, że potem bardzo intensywnie przygotowywałam się do tych praktyk. Przerabiałam Symfonię C++, jak i materiały, które dostaliśmy w ramach przygotowań do praktyk. Muszę przyznać, że okres praktyk był niesamowicie ciężki – wracałam do akademika i byłam tak zniechęcona do programowania po całych dniach ciężkiej pracy… Jeden z nielicznych okresów życia, gdzie nie mogłam już patrzeć na komputer.

Moim zadaniem na praktykach było tworzenie aplikacji na telefony Samsunga (platforma Bada OS). W ciągu 5 miesięcy wypuściłam chyba pięć aplikacji. Niektóre z nich znalazły się w tamtym czasie w czołówce sklepu. Dla mnie było to więc wrzucenie na naprawdę głęboką wodę. Początkowo miały to być tylko praktyki wakacyjne, ale ja i kilka innych osób zdecydowaliśmy się przedłużyć je o kolejne miesiące. Praktyki zakończyłam w grudniu, a z końcem kolejnego roku akademickiego zdecydowałam się ponownie zrekrutować do tego samego zespołu w firmie, już na normalny etat. Zostało mi wtedy jeszcze ledwie pół roku do zakończenia studiów inżynierskich.

Agata: A jak w ogóle byłaś przyjęta w zespole? W końcu byłaś wtedy jeszcze początkująca…

Żaneta: Byłam bardzo ciepło przyjęta, razem ze mną zaczynało kilkanaście innych praktykantów, więc tak naprawdę razem tworzyliśmy oddzielny zespół i startowaliśmy względnie z tego samego poziomu. Jedyne co to wtedy jeszcze totalnie bałam się zadawać pytania. Wychodziłam z założenia, że powinnam wszystko wiedzieć – spędzałam więc bardzo dużo czasu, samodzielnie szukając rozwiązań, zamiast podpytać się współpracowników. Działał taki trochę “syndrom oszusta” – martwiłam się, że tak naprawdę nie jestem tak dobra, jak inni mnie postrzegają. Nie mówiłam więc, że czegoś nie rozumiem, albo nie wiem…
Dzisiaj staram się przestrzegać przed tym innych. W końcu nie ma takiej listy rzeczy, które trzeba ogarnąć, żeby móc czuć się ekspertką. Wtedy wydawało mi się jednak inaczej. Mogłam całej grupie wytłumaczyć zagadnienia z wykładu i pomóc w przygotowaniach do egzaminu, a jednocześnie czuć się źle, niedostatecznie dobra, taka mała oszustka. Na szczęście to zaczęło się zmieniać, kiedy 4 lata temu (w 2016 roku) założyłam grupę wsparcia w nauce programowania. To właśnie na tej grupie dotarło do mnie, jak wiele wiem i umiem, i jak wielu osobom jestem w stanie pomóc i podpowiedzieć.

Agata: A jak potem wyglądał Twój dalszy rozwój kariery zawodowej?

Żaneta: W Samsungu pracowałam 3.5 roku – to był chyba najdłuższy mój okres u jednego pracodawcy. W zasadzie pracowałam w 3 firmach, ale nie zmieniałam pracy, jeżeli tylko nie miałam ku temu powodu. Do tego stopnia, że nawet nie chodziłam na żadne rekrutacje, chociaż teraz twierdzę, że jednak warto trzymać rękę na pulsie i (nawet jeśli nie ma się planu zmiany pracy) co jakiś czas sprawdzić się w procesie rekrutacyjnym innej firmy. 
Niestety siedząc w jednym miejscu, można łatwo wypaść z obiegu i stracić perspektywę; być może zakopiesz się w technologiach, które w danym momencie obniżają Twoją wartość na rynku pracy i kiedy faktycznie będziesz chciała pracę zmienić, to okaże się, że to wcale nie będzie takie łatwe. Mając taki ogólny pogląd na sprawę, można to ewentualnie korygować. A jak przy okazji jakiś projekt Ci się spodoba i jednak zdecydujesz się pracę zmienić – to dla Ciebie dobrze, chociaż to taki drobny minus dla obecnego pracodawcy.

Agata: A jak podchodzisz do szukania pracy? Co kierowało Twoimi poszukiwaniami?

Żaneta: Początkowo nie miałam szczególnego planu. Pierwszy raz po prostu złożyłam wypowiedzenie, a dopiero potem zaczęłam szukać pracy, wtedy jeszcze w C++. I powiem szczerze, że ze zdziwieniem odkryłam, że nie było wcale tak wielu ofert pracy w C++. Dostałam ofertę od jednej firmy, ale ostatecznie nie doszło do współpracy, ponieważ firma zaczęła trochę kręcić przy wynagrodzeniu. Umówiliśmy się na jedną, konkretną stawkę, ale przy podpisywaniu umowy nagle pojawiła się inna kwota… Znacząco niższa. Nie lubię takich zagrań, więc momentalnie odmówiłam współpracy. Firma próbowała mnie wtedy jeszcze przekonać i zaoferowała jeszcze wyższą kwotę, ale dla mnie byli już spaleni.
W tamtym czasie siedziałam już też trochę w web developmencie. Tworzyłam aplikacje na telefony i zegarki samsungowe… Współprowadziłam też przedmiot na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym własnie z ramienia Samsunga. Uznałam więc, że może warto byłoby spróbować znaleźć pracę na stanowisku web developera. 
Oczywiście znowu ten mój “syndrom oszusta” i niska pewność siebie wzięły górę, ponieważ stwierdziłam, że zanim zacznę gdziekolwiek aplikować, to będę musiała się jeszcze trochę podszkolić. Dlatego też przez kolejnych kilka miesięcy uzupełniałam swoją wiedzę dotyczącą weba. Aplikowałam do 5 firm, przeszłam 3 rekrutacje i finalnie miałam 3 oferty, spośród których mogłam wybierać. Wybrałam więc najciekawszy projekt.

Agata: To zbierając to wszystko do kupy – zaczynałaś od C++…

Żaneta: Tak, zaczynałam od C++ pisząc aplikacje natywne na Badę, Samsungową platformę. Potem pojawił się Tizen, który w sumie istnieje do dziś. I tam można było też pisać w C++, ale można też było pisać aplikacje webowe. I to właśnie jeszcze w Samsungu dokwalifikowałam się i zaczęłam pisać aplikacje webowe, dodatkowo do tych w C++. Robiłam to pod okiem kolegi – mojego mentora (którynawet napisał niegdyś tekst na mojego bloga – jedyny wpis gościnny na blogu NetteCode ). Tomek pomógł mi również później, w ciągu tej trzymiesięcznej przerwy, kiedy zdecydowałam się kompletnie przekwalifikować i zostać front-end developerem.  
Mówiąc o mentorach – można w sumie powiedzieć, że miałam ich wielu. Tomek był takim typowym mentorem – dosłownie rozpisał mi ścieżkę, wsparł w procesie “dokwalifikowania” w kierunku Front-endu. Ale myśląc o branży IT, to w zasadzie każda osoba, z którą rozmawiasz, ma szansę coś wnieść do Twojej kariery, stać się takim mentorem. To jest właśnie w naszej branży świetne, że jesteśmy po prostu otoczeni mądrymi ludźmi, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą i wystarczy tylko ich słuchać.

Agata: Mówisz też o stawkach i negocjacjach. Często rozmawianie o pieniądzach w pracy to taki temat tabu. Jak Ty podchodzisz do tego typu rozmów, czy jakoś szczególnie się przygotowujesz?

Żaneta: Na początku swojej kariery pracowałam w ogóle za niewielką stawkę. Długo. Wiadomo, wspomniany już “syndrom oszusta” i to ciągłe poczucie, że nie jestem wystarczająco dobra, sprawiały, że wcale nie czułam się skora do negocjacji. Tak naprawdę, dopiero kiedy rozmawiałam ze współpracownikami i okazywało się, że zarabiam znacznie mniej od osób pracujących na podobnym stanowisku – dopiero wtedy decydowałam się ruszyć ten temat. I wcale nie uważam, że to było dobre rozwiązanie.
Jedyne co to na pewno potrafię być twarda w sytuacjach, jeśli ktoś łamie moje zasady i zachowuje się wobec mnie nie fair. Poza tym to jednak wybierając pracę, głównie kieruję się doborem technologii czy projektu, tak, żeby mnie to interesowało. I dopiero wtedy jestem w stanie trochę negocjować. Co ciekawe, parę razy okazywało się, że firmy chętne były negocjować i oferować więcej, byle tylko zatrzymać mnie w projekcie. 
Z czasem zaczęłam więc podawać kwoty znacznie wyższe, niż wydawało mi się, że powinnam. Zostawiałam sobie taki bufor, żeby ewentualnie móc zejść ze stawki. Firmy ciągle były chętne takie kwoty płacić. To był dla mnie taki wskaźnik, że być może jednak za nisko cenię swoją pracę… To rzecz, z którą nadal mam problem.
W każdym razie to, co moim zdaniem jest istotne, to że zawsze stawka powinna być wyższa niż Twoja obecna pensja (jeśli tylko kontynuujesz swoją obecną ścieżkę; jeśli się przekwalifikowujesz, Twoja stawka może na krótki czas być niższa). 

Agata: To porozmawiajmy teraz chwilę o nauce programowania. Masz jakiś“przepis” na to, jak zacząć?

Żaneta: Przede wszystkim, warto wiedzieć, co chce się robić. Dla osoby, która chciałaby zacząć tworzyć gry komputerowe, będzie to jedna ścieżka. Ktoś, kto chciałby pisać strony internetowe, będzie miał trochę inny punkt startowy. Wszystko zależy od tego, co kto ma na celu. 
Jeśli cel jest niejasny i ktoś po prostu chce sprawdzić “z czym to się je”, najbardziej uniwersalny język na start, to Python. Co oczywiście nie znaczy, że nie można zacząć od czegoś innego. Można.
Tak samo nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, że znając przeróżne mechanizmy itd. przekwalifikowanie się i nauka nowego języka, to będzie kaszka z mleczkiem. Owszem, programista, który już opanował kilka języków, testy itd. nie będzie mieć problemu zacząć pisać kod w innym języku. Warto pamiętać jednak, że każdy język ma też swoje specyficzne “smaczki”, na których poznanie potrzeba czasu. 

Agata: To jeszcze chciałabym trochę włożyć kij w mrowisko! Powiedz mi, jakie masz doświadczenia, pracując jako dziewczyna w IT. 

Żaneta: W rzeczywistości (tj. w odróżnieniu do świata wirtualnego)? Bardzo, bardzo pozytywne! Owszem czasem zdarzył się ktoś trochę do mnie uprzedzony na starcie, jednak dość szybko okazywało się, że nadajemy na tych samych falach. Przy czym uprzedzenia często brały się tylko z jednego: braku osobistych doświadczeń w pracy z kobietą-programistką. Sama często pracowałam w zespołach, w których kobiety były w zdecydowanej mniejszości. Co jest zjawiskiem wbrew pozorom naturalnym! W końcu było/jest nas dużo mniej w branży (jeszcze).
Dużo gorsze doświadczenia zbieram za to w Internetach. To tu spotkałam się z hejtem i próbą zdyskredytowania mojej osoby (“bo kobiety-programistki nie istnieją”, “nie rozumiem, bo jestem kobietą…”, itp.).

Agata: Powiedz nam jeszcze o Twojej grupie wsparcia!

Żaneta: Grupa nazywa się “Programowanie – wsparcie na starcie”. Założyłam ją prawie 4 lata temu. Wtedy jeszcze z nastawieniem na HTML i CSS, ale z czasem zaczęło pojawiać się wiele pytań dotyczących Pythona i innych języków i grupa szybko ewoluowała w bardziej ogólną. Z założenia miała być inspirująco-motywującym miejscem, gdzie uczysz się stawiać swoje pierwsze kroki w nauce programowania. Obecnie liczy przeszło 26 tysięcy osób i jest głównie nastawiona na wiedzę, niekoniecznie tylko dla osób początkujących. Uważam, że to bardzo mocne źródło – jest tam wiele postów i tematów, bardzo pomocne w ogarnięciu początków i ustalenia swojej ścieżki nauki. 

Agata: Z grupy wyrósł też Twój obecny biznes i firma, którą rozwijasz, prawda?

Żaneta: Tak! Chociaż – co najśmieszniejsze – mocno trzymam się reguł grupy i tak jak inni użytkownicy, nie promuję mojego biznesu na grupie. Ale tak. Realizuję pomysł, który pojawił się zapewne jako wynik powołania tej grupy lata temu. Ponieważ na grupie pojawiało się wiele podobnych pytań, zaczęłam pisać bloga, na którym zbierałam odpowiedzi na często pojawiające się pytania. Obecnie zrezygnowałam też z pracy na etacie, założyłam własną działalność i uczę programowania, oferując m.in. konsultacje, mentoring. Zawsze uwielbiałam uczyć. A umiejętności programistyczne wykorzystuje przy realizacji własnych projektów.

Agata: Na zakończenie – jaką radę dałabyś osobom początkującym?

Żaneta: Najlepsza rada, jaką mogę dać, to po prostu “zacznij”. Nie zastanawiaj się za długo, co robić, od czego zacząć. W sieci dostępne jest tyle materiałów, tyle kursów, tyle opcji, że można od tego oszaleć i spędzić naprawdę dużo czasu zwyczajnie przebierając w tych możliwościach. A żeby nauczyć się programować, to trzeba po prostu… zacząć.
A druga rzecz, którą warto sobie uświadomić, to, że programowanie może być też po prostu zwykłym zajęciem. Hobby. Często spotykam się z sytuacjami, w których ktoś chciałby zacząć programować, ale od razu słyszy, że nie ma predyspozycji, że nie dostanie pracy, że to ciężki zawód, ciężko na rynku… A przecież programowania można się też uczyć tak po prostu! Moja 4-letnia córka już wkrótce zacznie kodowanie w szkole! Więc każdy może zacząć naukę – nawet jeśli nie planuje tego, jako swojej ścieżki kariery. Programować możesz w ramach hobby, możesz się tym bawić, być może nawet taka umiejętność przyda Ci się w obecnej pracy!

Agata: Dzięki wielkie za rozmowę i trzymamy kciuki za dalszy rozwój Twojego biznesu!