Ala – swoją przygodę z programowaniem zaczęła pierwszego dnia studiów – dzisiaj pracuje w Google w Warszawie. W wywiadzie rozmawiamy o tym, jak wyglądały jej początki, co takiego dały jej studia i jak zbierała pierwsze doświadczenia w branży!
Agata: Kiedy pierwszy raz zaczęłaś się interesować programowaniem?
Ala: Programowaniem zaczęłam się interesować podczas pierwszego dnia studiów informatycznych.
Agata: Czyli wcześniej nie miałaś styczności z programowaniem?
Ala: Nie, zupełnie nie! Ani w gimnazjum, ani w liceum. Wybór studiów informatycznych był dosyć przypadkowy.
Agata: Czyli czym się kierowałaś, wybierając studia i swoją konkretną uczelnię?
Ala: Całe liceum zakładałam, że pójdę na studia aktorskie. Tam są dodatkowe egzaminy. Maturę trzeba mieć po prostu zdaną, więc całe liceum przygotowywałam się do tych egzaminów i nie przejmowałam się za bardzo maturą. Po czym pod sam koniec liceum doszłam do wniosku jednak, że życie aktorskie nie jest dla mnie i że chciałbym robić coś konkretniejszego. Zaczęłam się zastanawiać, jakie mam możliwości. Byłam bardzo dobra z matematyki i wiedziałam, że mogę osiągnąć bardzo dobry wynik na maturze, więc zaczęłam szukać kierunków, które pozwalają na studiowanie z uwzględnieniem wyłącznie matury rozszerzonej z matematyki i angielskiego.
Takimi kierunkami są kierunki informatyczne! Znaczy były przynajmniej 10 lat temu. 😉 Pomyślałam sobie, że studiując czystą matematykę, później mogłabym być tylko nauczycielem matematyki, nie wiedziałam, jakie są inne możliwości. Stąd wybór padł na informatykę. A czemu Uniwersytet Warszawski? No bo to jest najlepsza informatyka w kraju! – tak myślałam, więc też od razu celowałam jak najwyżej.
Agata: I co wydarzyło się tego pierwszego dnia studiów?
Ala: Pierwszego dnia na ćwiczeniach, kiedy rozwiązywaliśmy jakieś zadanie, podniosłam rękę i zapytałam prowadzącego, czy mógłby trochę zwolnić i wytłumaczyć najpierw, czym w ogóle jest ta “pętla”, o której on mówi. Prowadzący zdębiał wtedy delikatnie i powiedział mi, żebym się nie przyzwyczaiła za bardzo do tej uczelni i tego kierunku, bo on mnie tutaj nie widzi.
Agata: Naprawdę?
Ala: No. To nie było bardzo motywujące… A może właśnie wręcz przeciwnie – to mnie zmotywowało? Ponieważ jestem osobą bardzo upartą i jak ktoś mi powie “nie możesz”, “nie umiesz” i “nie dasz rady” to ja sobie myślę: “Watch me”!
Agata: Czyli to były w ogóle pierwsze zajęcia z programowania? To było wstęp do programowania?
Ala: Tak.
Agata: Czy w takim razie uważasz, że osoba, która nigdy nie programowała, może sobie poradzić na Uniwersytecie Warszawskim?
Ala: Tak. Tak to jest moja historia. I chyba parę innych osób poznałam, które dopiero zaczęło dopiero na studiach.
Agata: To pierwsze zajęcia to była taka, powiedzmy, klapa, bo prowadzący okazał się niezbyt przyjemny, ale jak to szło dalej? Kiedy poczułaś, że potrafisz już coś napisać? Że potrafisz programować?
Ala: To było tak, że na pierwszym semestrze informatyki jest tylko jeden przedmiot związany z programowaniem, a wszystkie pozostałe są bardziej matematyczne. Ja z tym brakiem doświadczenia w informatyce zakładałam, że z matematyką sobie poradzę bez problemu i przyjmowałam, że pewnie trochę trudniej będzie mi szło na przedmiocie informatycznym.
Szybko się jednak okazało, że ja tę informatykę i programowanie w jakiś sposób łapię, a właśnie ta matematyka okazała się problematyczna!
A kiedy zorientowałam się, że daję radę? Myślę, że to było gdzieś po miesiącu studiów, kiedy mieliśmy pierwsze kartkówki, pierwsze kolokwia i programy na zaliczenie do oddania. Ja rzeczywiście oddałam te wszystkie rzeczy i dostałam niezerową ilość punktów, a już wtedy bardzo dużo innych studentów po prostu zrezygnowało ze studiów, nie pisało tych kolokwiów, nie oddawało tych programów, tylko zdecydowali się na to, żeby jednak zmienić kierunek…
Agata: I co było dalej? O ile dobrze pamiętam, to Ty już po pierwszym roku miałaś praktyki?
Ala: Ja cały czas myślę o tym, że mój wybór informatyki i programowania był taki losowy, ale prawda jest taka, że moi rodzice skończyli studia matematyczno-informatyczne i mają firmę, która sprzedaje oprogramowanie do komputerów. Mimo tego, że ja nic z tą firmą wspólnego nie miałam, no to myślę, że jednak ten mój wybór był pokierowany trochę tym, co u nich zaobserwowałam. I właśnie na pierwsze praktyki po pierwszym roku studiów, mój tata zaprosił mnie do swojej firmy. Przez wakacje dopisywałam jeden moduł do takiej aplikacji w Androidzie do drukowania paragonów fiskalnych. To było takie moje pierwsze zetknięcie się z programowaniem w prawdziwej firmie, a nie takie zadania czysto uniwersyteckie.
Agata: Co Twoim zdaniem pomogło Ci przetrwać ten pierwszy rok studiów?
Ala: Myślę, że to były dwie rzeczy. Po pierwsze – ja jestem strasznie uparta! Jak zaczęłam studia i dotarło do mnie, że jest ciężko, że tyle osób odpada podczas pierwszego roku, że to są takie “elitarne” studia i że właśnie wszyscy uważają, że to jest najlepsza informatyka w kraju, to byłam dumna, że tam studiuję. I jak ten pierwszy semestr mi wyszedł i zdałam wszystko (chyba z jedną poprawką, ale bez żadnych warunków!), to tak poczułam, że dam radę, że to jest moje miejsce, że dobrze mi idzie! Oczywiście – wszystko było na samych trójkach 😉
A druga rzecz, która mi pomogła przetrwać, to ludzie, którzy ze mną studiowali (w tym Ty ;)), ponieważ jakoś tak się złożyło, że wszystkie zajęcia mieliśmy w tych samych grupach. Wszystkim bez wyjątku było bardzo ciężko. Wszyscy wiedzieli, że żeby przetrwać na tej uczelni i żeby zdać cokolwiek, to trzeba się dużo uczyć i była taka atmosfera wspólnej nauki, pomagania sobie przy projektach, tłumaczenia sobie na przerwach zagadnień, których się nie rozumie; pożyczanie sobie notatek… Myślę, że to było najfajniejsze podczas tych studiów!
Agata: Też mi się to bardzo podobało! Taka atmosfera, że pytasz i dostajesz odpowiedź i wsparcie od pozostałych studentów…
Agata: Że my między sobą czy nam panowie?
Ala: Większość moich znajomych w tym czasie studiowała na SGH i historie, które od nich słyszałam – o ogromnej rywalizacji między studentami – były dla mnie wręcz niewyobrażalne. Nie wiem, jak bardzo to jest kwestia tego, że byłyśmy garstką dziewczyn na roku (gdzie 90% osób to byli mężczyźni) – i czy ta wzajemna pomoc wynikała z czystej chęci pomocy, czy też z tego, że jednak byłyśmy tam w mniejszości i nam chętniej chłopaki pomagali…
Na początku w ogóle myślałam, że to mi wszyscy pomagają, bo jestem dziewczyną. Potem jednak zorientowałam się w pewnym momencie, że to ja mocno wspieram też innych!
Agata: Myślę, że tak, właśnie było – początkowo łatwiej było podejść może, każdy chciał mieć koleżankę, biorąc pod uwagę, że było nas tam tylko 10 czy coś. No ale potem to już było tak, że nikt nie był dobry ze wszystkiego i wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku. Każdy musiał z czegoś innego komuś pomagać. Znaczy – nie musiał, ale chciał.
Ala: Tak
Agata: I czy nawet po tym strasznym pierwszym roku i początkowym podcinaniu skrzydeł ze strony prowadzących, nadal podjęłabyś tę samą decyzję?
Ala: Nie wiem. Pierwszych 3 lata licencjatu, to był koszmar! Trzeba było zrezygnować ze wszystkich hobby, zainteresowań – przynajmniej ja tak miałam. Po prostu 150% mojego czasu i uwagi musiało iść na tę informatykę. Nawet mój organizm się tak przestawił, że chorowałam dokładnie wtedy, kiedy były święta i ferie zimowe. To był jedyny czas, kiedy ja mogłam sobie pochorować, bo nie miałam nic ważnego do zrobienia i zakończenia. Więc pierwsze 3 lata strasznie źle zniosłam…Potem na magisterce jakoś tak udało mi się wyluzować i zrozumieć, że nawet jak włożę może trochę mniej wysiłku, to i tak dam radę! Że nawet jak za pierwszym razem się czegoś nie zdam, to może za drugim i że poprawki na studiach, to nie koniec świata!
Wyjechałam też na rocznego Erasmusa do Rzymu. Jakoś tak więcej przyjemności to studiowanie zaczęło mi sprawiać!
Teraz patrząc z perspektywy czasu – było ciężko, ale naprawdę wiele zyskałam! Mam pracę, robię rzeczy, które kocham i bardzo, bardzo cieszy mnie to, co robię zawodowo! Powiedziałabym, że było warto, ale jakby ktoś mi przed tymi studiami powiedział, jak te 3 lata mojego życia będą wyglądać, to nie wiem, czy bym się na to zdecydowała… Pewnie tak, ale rany – żałuję, że nikt na początku po prostu mi nie powiedział, że jak czegoś nie zdam czy że jak będę musiała powtórzyć rok, to nic się nie stanie. A ja po prostu się tak tym wszystkim przejmowałam…
Agata: Ja też na początku bardzo się przejmowałam, jeszcze nie byłam przyzwyczajona, że trójka jest ok, więc ja to nawet przy trójkach tak trochę płakałam na początku. A potem ważne, że zdane, zaliczone i można było iść na piwo i oblewać sukcesy.
Ala: A prawdę mówiąc, jak się dostawałam na pierwsze praktyki do Googla i poproszono mnie o spis moich ocen, to pomyślałam sobie: “oho, zaraz zobaczą moje trójki od góry do dołu i będą nici!”. Ale jakoś oceny i niska średnia mi w niczym nie przeszkodziły! 😉
Agata: No to właśnie przejdźmy do tych praktyk. Pierwsze praktyki miałaś w firmie rodziców i zajmowała się programowaniem aplikacji w Javie, a co było dalej?
Ala: Tak, tak, po tych pierwszych wakacjach u rodziców, dostałam maila od rekruterki z Google. Coś w stylu: “hej, my mamy tutaj takie praktyki i czy byłabyś zainteresowana”. Na początku się przeraziłam, że pewnie się nie dostanę, że się nie znam… Rekruterka wytłumaczyła mi, że to jest właśnie taki specjalny program – STEP – dla osób, które dopiero rozpoczynają studia informatyczne i nie mają żadnego doświadczenia. Dodała też, że moje wcześniejsze praktyki wakacyjne super wyglądają w moim CV i czy nie chciałabym się przygotować do rozmów z nimi. Oczywiście, że się zgodziłam!
Proces rekrutacyjny wyglądał tak, że miałam mieć dwie rozmowy przez telefon, podczas których miałam rozwiązać zadanie programistyczne. Moim największym wyzwaniem było przetłumaczyć sobie w głowie całą moją wiedzę ze studiów z polskiego na angielski, bo wszystkie te rozmowy miały być w języku angielskim, a my uczyliśmy się tych wyrażeń po polsku – była “pętla”, “warunek”. Nie wiedziałem w ogóle, jakie słownictwo jest używane w angielskim. Ćwiczyłam więc mówienie wszystkiego po angielsku na głos. Rozmowy odbyły się pod koniec wakacji. Pierwsza poszła mi bardzo dobrze, druga w mojej ocenie wyszła okropnie. W ogóle nie mogłam zrozumieć, co do mnie mówiono ani o co chodzi w tym zadaniu. Po tej rozmowie miałam rozmawiać z moją rekrtuterką. Powiedziałam jej o tym, jaki miałam problem i okazało się, że osoba prowadząca rozmowę również dała taki feedback, pisząc, że nie potrafi ocenić czy jestem dobra, czy zła, bo po prostu nie zrozumieliśmy się po angielsku. Dostałam więc dodatkową szansę – jeszcze jedną rozmowę! Tym razem poszło mi dobrze i dostałam się na praktyki w kolejne wakacje w biurze Googla w Krakowie (które już nie istnieje).
Agata: W swojej karierze studenckiej zajmowałaś się również organizacją czy też współorganizacją konkursów informatycznych…
Ala: Tak! Któregoś razu po wykładzie z algorytmów i struktury danych, nasz profesor, spytał, czy jest ktoś chętny do pomocy przy organizacji Akademickich Mistrzostw w Programowaniu Zespołowym. Zgłosiłyśmy się razem z Zuzą, moją koleżanką. Myślałyśmy, że ten profesor jest w ogóle taki super znany, fajnie więc jakby w ogóle znał nasze imiona! I tak pomagałyśmy jeszcze przez kilka lat z rzędu w ich organizacji tych zawodów.
Oczywiście, okazało się też, że znajomość z profesorem się opłaciła. Miesiąc później ktoś z fundacji Banku PKO odezwał się do niego, czy ma do polecenia studentów na praktyki. Profesor oczywiście napisał, że tak, że ma takie dwie super studentki Alę i Zuzę, i tak zaproszono nas na rozmowy kwalifikacyjne.
Na tych praktykach w ogóle nie programowałam. Fundacja PKO Banku Polskiego zamówiła u swoich wewnętrznych informatyków platformę dla wolontariuszy i problem był taki, że ci programiści powiedzieli, że aplikacja jest skończona i zgodna ze specyfikacją, a potem okazało się, że to zupełnie nie to, o co chodziło Fundacji! Ja miałam być więc takim pośrednikiem szukającym błędów w tej aplikacji, sprawdzającym w specyfikacji, co tak naprawdę miało tam być i tak dalej. Pośredniczyłam między dwoma stronami tak, żeby potrafiły się ze sobą dogadać. Więc to było takie doświadczenie z testowania i zetknięcie z komunikacją klienta z zespołem programistycznym.
Agata: Ty w ogóle miałaś wiele praktyk w trakcie studiów!
Ala: Tak, dużo tego było. W zasadzie od tych pierwszych wakacyjnych, to pracowałam ciągle. Głównie z tego powodu, że musiałam się w jakiś sposób utrzymać w Warszawie, a po drugie też wykorzystyałam wszystkie pojawiające się szanse i okazje na budowanie swojego CV. Pogodzenie pracy i studiowania było trudne, ale jakoś musiałam to robić.
Agata: A czy na przykład łatwo było Ci się odnaleźć już w samej pracy, jako taka początkująca studentka?
Ala: Myślę, że tak.
Miałam tylko jedną sytuację, kiedy zrezygnowałam z praktyk po trzech miesiącach. Zazwyczaj, jak taka młoda osoba zaczyna jakieś praktyki albo pracę, to na miejscu dostaje takiego mentora – osobę, która na początku poprowadzi za rękę i powie co i jak i czego się od niej oczekuje. Wszędzie tak właśnie było, z wyjątkiem właśnie takiej jednej firmy, gdzie ta przydzielona mi osoba była bardzo zajęta i w zasadzie tylko przychodziła do biura i zaraz z niego uciekała. Nie miałam szansy w ogóle wykorzystać tego czasu i zapytać o coś, czy powiedzieć, że czegoś nie rozumiem. Dlatego po prostu stamtąd odeszłam.
W pozostałych firmach atmosfera była bardzo dobra, bardzo wspierająca. Nie było problemu z tym, żeby ktoś poświęcił mi godzinę na wytłumaczenie jakiejś rzeczy, która dla doświadczonych osób może być oczywista, ale dla takiego żółtodzioba nie była. Zazwyczaj się spotykałam z taką wyrozumiałością, nawet jak trzeci raz zadawałam to samo pytanie! Potem zaczęłam spisywać wszystkie informacje, żeby też nie marnować czasu innych ludzi.
Agata: Może przyjdziemy teraz do Erasmusa – jak szukałaś uczelni, na którą możesz wyjechać?
Ala: Wybór był dosyć prosty, ponieważ tylko jedna uczelnia oferowała studia magisterskie w języku angielskim. Ja nie znałam wtedy innego języka obcego, więc Włochy okazały się jedyną możliwością dla mnie. Zresztą, bardzo mi się to podobało, bo Rzym, Włochy, wyglądało to, jak świetna perspektywa dobrej zabawy!
Złożyłam podanie w terminie, napisałam esej, i wyjaśniłam, dlaczego właśnie mi przyda się to stypendium. Z automatu dostałam odpowiedź z systemu, że niestety, ale moja średnia ocen jest za niska. Można jednak było się odwoływać! Pomyślałam, że co mi szkodzi i napisałam odwołanie. I tak jakoś zgrabnie mi to wyszło – że może moje stopnie nie są najlepsze, ale to wcale nie oznacza, że jestem złym studentem czy złą programistką, że oprócz studiów jeszcze tutaj robię takie praktyki i jeszcze jestem zaangażowana w organizację konkursów i że moje złe oceny wcale nie są odzwierciedleniem moich zdolności i że uprzejmie proszę o ponowne rozważenie mojego podania.
Następnego dnia dostałam telefon z uczelni, że Dziekan chciałby ze mną porozmawiać i czy w ciągu pół godziny mogłabym być na uczelni. Szybko dojechałam na wydział, a potem w trakcie spotkania miałam Dziekana przekonać. Od razu zaczęłam opowiadać to samo, co w tamtym mailu – dlaczego uważam, że jestem zdolna i tak dalej. Dziekan powiedział, że co prawda nie jest do końca przekonany, ale że jeszcze zapyta jednego z mojego profesorów i poprosi o rekomendację. Na moje szczęście zwrócił się z tym pytaniem do wspomnianego już wcześniej profesora, a ten od razu powiedział, że to taka świetna studentka! I tak właśnie przyznano mi stypendium i wyjechałam na Erasmusa do Rzymu!
Agata: Jak wyglądał twój rok w Rzymie?
Ala: Jak wyglądał mój rok w Rzymie? Muszę powiedzieć, że uczelnia, na którą trafiłam – Uniwersytet Rzymski “La Sapienza”, która jest ponoć najlepszą uczelnią we Włoszech, poziomem mocno odbiega od naszych studiów na MIMie. Ponadto, studia miały być w języku angielskim, a okazało się, że ani studenci, ani profesorowie tak naprawdę za bardzo nie mówią po angielsku. Wszystkie zajęcia odbywały się więc w takim włosko-angielskim. Bardzo śmieszne zajęcia! 😉 Skupiłam się na tym, żeby zrobić tam jak najwięcej przedmiotów, ale również, żeby nauczyć się włoskiego i pocieszyć się trochę życiem po tych pierwszych trzech ciężkich latach studiów.
Agata: Czyli nie żałujesz tego, mimo że poziom nie był najwyższy?
Ala: Ten rok w Rzymie spowodował, że moje studia magisterskie się trochę rozciągnęły w czasie, ponieważ nie wszystkie przedmioty, które robiłam w Rzymie, mogłam przepisać na UW. Ostatecznie więc moje studia magisterskie się przedłużyły. Ale Rzymu nie żałuję – był to, bo cudowny rok! Rok pysznego jedzenia, lodów, zwiedzania! Polecam jak najbardziej, mimo że edukacyjnie nie posunęłam się do przodu aż tak bardzo (oprócz tego, że nauczyłam się mówić po włosku).
Agata:Kiedy skończyłaś studia?
Ala: No właśnie mi się przeciągnęło z tymi studiami… W 5 lat skończyłam wszystkie przedmioty, zaczęłam pracę na pełen etat i właśnie miałam “tylko” napisać tą pracę magisterską. W pewnym momencie jednak uczelnia się do mnie odezwała: “Pani Alicjo albo się pani obroni do grudnia, albo zostanie pani wypisana z listy studentów”. Rozmowa odbyła się we wrześniu, więc to mnie zmotywowało do tego, żeby rzucić moją aktualną pracę, skupić się tylko i wyłącznie na napisaniu tej magisterki i obronieniu się. 3 dni przed świętami Bożego Narodzenia 2018 dostałam wreszcie tytuł magistra!
Po czym zdecydowałam się na chwilową przerwę w życiu i wyjechałam do Azji na 4 miesięce.
Agata: Czy później szukając pracy na pełny etat, było Ci tak samo łatwo znaleźć pracę?Jak wyglądało takie przejście z Juniorki na pełen etat?
Ala: Prawda jest taka, że na praktykach w Google ostatecznie byłam trzy razy – w Krakowie, potem po trzecim roku studiów w Mountain View w Kalifornii, a następnie w Nowym Jorku. Później, gdy starałam się o jakąkolwiek pracę, wzmianki o tych praktykach w Google w moim CV działały miagicznie! Zapraszano mnie na rozmowy, często chciano mnie zatrudnić, pomijając w ogóle rozmowy kwalifikacyjne i tak naprawdę zakładano, że skoro mam takie praktyki i mam też wpisane dużo innych projektów, to moje zdolności są wysokie i jestem na pewno wartościowym pracownikiem. Bardzo się opłaciło to, że już w trakcie studiów robiłam tyle projektów i praktyk.
Agata: I teraz historia zatoczyła koło i ponownie pracujesz w Google…
Ala: Tak! Po mojej obronie pracy migisterskiej i prawie półrocznym odpoczynku od studiowania w Azji wróciłam do Polski i stwierdziłam, że chciałabym spróbować dostać się do Google na pełen etat.
Próbowałam już wcześniej – po moich ostatnich praktykach, ale wtedy mi się to nie udało. W Google można co roku próbować swoich sił, zakładają, że jak raz Ci nie pójdzie, to że jeszcze nie jesteś wystarczająco dobry w danym momencie, ale że w ciągu roku na pewno się dużo się nauczyłaś i można spróbować ponownie. Po tej przerwie zdecydowałam, że chciałabym tam pracować – jest super biuro w Warszawie, nie trzeba się nigdzie przeprowadzać!
Rozmowy rekrutacyjne do tych wszystkich największych informatycznych firm Google, Facebook, Amazon wyglądają podobnie. Ma się zadania programistyczne, które w ciągu 45 minut należy rozwiązać. Nie jest najważniejsze, żeby poprawnie je rozwiązać, tylko najważniejsze jest pokazanie swojego procesu myślowego, w jaki sposób się podeszło do problemu. Oceniane jest, czy kandydat rozważa różne opcje, czy widzi warunki brzegowe i czy potem potrafi się ten kod przetestować na jakimś przykładzie. Więc wiedząc już, że te rozmowy wyglądają w ten sposób, po prostu znalazłam stronę internetową, gdzie są takie przykładowe zadania, które podobno właśnie były na rozmowach w tych firmach. Takich stron jest bardzo dużo w internecie! Spędziłam więc około 3 tygodnie, rozwiązując codziennie takie zadania. Co najważniejsze – mówiąc na głos po angielsku, dokładnie tak jak robiłabym na tej rozmowie rekrutacyjnej.
Agata: Jaka byłaby Twoja rada dla początkujących osób, które na przykład zastanawiają się, czy warto iść na studia i jak pokierować swoją karierą?
Ala: Powiedziałabym, że warto iść na studia. Powiedziałabym, że informatyka, to nie są studia, po których ma się tylko papierek, a potem i tak trzeba się wszystkiego uczyć samemu. Nie, studia informatyczne to jest praktyka. Po prostu uczysz się programować, uczysz się tego, jak działają systemy operacyjne, jak to wszystko wygląda, jak to składać, jak rozwiązywać problemy i jak sobie radzić to się z czymś, co na początku wydaje niemożliwie.
Przez jakiś czas uczyłam podstaw programowania w Pythonie i django w szkole programowania. Mam więc porównanie między takimi kursami a studiami. I uważam, że kursy są bardzo przydatne, potrafią rozpocząć karierę programistyczną i pokazać, z czym się to je, na czym to wszystko polega. Nie zastępują jednak pięciu lat studiów i głębokiego zrozumienia, jak działają komputery.
Prawda jest taka, że aktualnie zapotrzebowanie na programistów na rynku pracy jest ogromne. I to na osoby z różnym poziomem wiedzy i różnymi umiejętnościami.
Agata: Czyli ogółem studia tak, zwłaszcza, jak ma się te 5 lat i chce się zdobyć pełną dogłębną wiedzę?
Ala: Myślę, że nawet 3 lata licencjatu dają radę! A taka najważniejsza rada, to żeby próbować wielu rzeczy podczas studiów, tych różnych projektów, żeby dowiedzieć się, co się lubi i w czym chciałoby się pracować.
Agata: Super, dzięki za wywiad!
Ala: Dzięki!